Nawet o ponad 65% zmniejszyły się przychody suwalskich sklepików szkolnych. Wszystko za sprawą rozporządzenia ministra zdrowia, które weszło w życie wraz z początkiem nowego roku szkolnego. Nakłada ono na sklepikarzy szkolnych sprzedaż jedynie zdrowej żywności oraz szereg wymogów odnośnie sprzedawanego asortymentu.
Ministerialny dokument szczegółowo opisuje z czego mają być wykonane kanapki, sałatki oraz surówki, jaki skład ma mieć mleko, produkty mleczne i zbożowe, warzywa, owoce, soki i napoje. Duży nacisk położono na zawartość cukru oraz soli, a także na to by produkty spożywcze były bez dodatku substancji słodzących
I tak od 1 września sprzedawana w sklepiku szkolnym kanapka powinna być wykonana na bazie pieczywa razowego lub pełnoziarnistego (żytniego, pszennego, mieszanego lub pieczywa bezglutenowego) z przetworami mięsnymi zawierającymi co najmniej 70% mięsa i nie więcej niż 10 g tłuszczu w 100 g produktu gotowego do spożycia lub przetworami z ryb zawierającymi co najmniej 60% mięsa ryb, skorupiaków lub mięczaków w 100 g produktu gotowego do spożycia, lub jajami, lub serem, z wyłączeniem topionego, lub wyrobami z nasion roślin strączkowych, orzechami, nasionami, olejem, tłuszczami mlecznymi do smarowania, w tym masłem, ziołami lub przyprawami świeżymi lub suszonymi bez dodatku soli oraz sosów, w tym majonezu, z wyłączeniem ketchupu, w przypadku którego zużyto nie mniej niż 120 g pomidorów do przygotowania 100 g produktu gotowego do spożycia.
– Wielu produktów, o takich wymogach nie ma nawet w hurtowniach – powiedział nam jeden z właścicieli szkolnego sklepiku.
– Nawet co do pojemności butelki z sokiem nałożono na nas wymogi. Nie możemy sprzedawać soków w najczęściej stosowanych 500ml opakowaniach. Zgodnie z rozporządzeniem butelka nie powinna być większa niż 330ml. To jest jakiś absurd. – powiedziała nam właścicielka sklepiku szkolnego w jednej z suwalskich szkół podstawowych.
– W szkołach średnich uczniowie już papierosy i piją alkohol, a zabrania im się sprzedaży batonika – śmieje się jedna ze sprzedawczyń.
– Nie jestem przeciwnikiem zdrowiej żywności, ale to nie w tym rzecz, aby zakazać sprzedaży niektórych produktów, których wartość cukru przekracza o 1g. Najpierw trzeba rozpocząć od edukacji dzieci, a przede wszystkim rodziców, a później można wprowadzać zmiany. Już teraz widzimy jak dzieci, które nie znajdują u nas batoników, wybiegają ze szkoły do lokalnych sklepów spożywczych. Więc co się zmieniło? Dzieci i tak jedzą słodycze i piją napoje zawierające dużo cukru i substancji słodzących, ale żeby je kupić muszą iść do pobliskiego sklepu. Jeśli taka sytuacja się utrzyma, będziemy zmuszeni zamknąć naszą działalność. – podsumowuje jeden ze sklepikarzy.
Zdjęcia ze sklepiku w Szkole Podstawowej nr 11 w Suwałkach: